niedziela, 30 grudnia 2012

Roztocze rowerem c.d.


Dzień II

Przeglądając mapy, czytając opisy szlaków okazuję się że nasze miejsce noclegowe było jednak mocno nieokreślone. Musieliśmy prawdopodobnie zboczyć z centralnego szlaku.

Następnego dnia rano wyruszyliśmy polną ścieżką w kierunku Szczebrzeszyna. Mijaliśmy praktycznie same łąki, nieużytki porośnięte dziką trawą, i coraz mniejsze już górki. Po drodze jak zwykle było sporo przeszkód m.in. wielkie kałuże i bagniste tereny z leżącymi na ścieżce drzewami. Otoczenie całkowicie bezludne a my najwyraźniej się zgubiliśmy. Krążyliśmy gdzieś po roztoczańskich polach a pogoda zwiastowała deszcz. W końcu udało nam się dotrzeć do głównej trasy Frampol - Szczebrzeszyn w okolicach Szperówki. Tutaj asfaltem zmagaliśmy się z większymi wzniesieniami. Widoki już nieco gorsze niż poprzedniego dnia ze względu na mgłę, ale przed południem pogoda mocno się poprawiła. Szczebrzeszyn zwiedziliśmy pobieżnie. Oczywiście nie zapomnieliśmy o słynnym Pomniku Świerszcza. Samo miasteczko jednak nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Ponura, mało atrakcyjna architektura, bezkształtne budynki. Widać, że tutejszym władzom nie zależy na rozwoju. A szkoda bo naprawdę możliwości promocji miasteczka są spore.

Pomnik Świerszcza


Ważnym punktem dnia był Zwierzyniec. Zostaliśmy tam dłuższy czas. Wykąpaliśmy się w jeziorku, potem zjedliśmy własnoręcznie sporządzony obiad i czas szybko zleciał. Pogoda znowu się popsuła, ale przynajmniej się ochłodziło. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Jechaliśmy asfaltem w stronę Turobina. Powoli kończyły się górki i piękne widoki. Dalej pamiętam już niestety tylko wielką burzę i półtora godzinny postój na stacji benzynowej. Na nocleg wybraliśmy jakiś nieużytek przy polnej ścieżce w okolicy Tarnawy.Tutaj było już słychać cywilizację. Mocno zmęczeni schowaliśmy się w namiocie. I tak dzień drugi dobiegł końca.

Trasa dnia drugiego:

Dzielce - Kolonia Gorajec- Szczebrzeszyn - Topólcza - Bagno - Zwierzyniec - Szczebrzeszyn - Źrebce - Sułów - Sułowiec - Czarnięcin - Turobin - Olszanka - Tarnawa Mała - Tarnawa Duża



Gdzieś przed Szczebrzeszynem





Zwierzyniec

Staw w Zwierzyńcu



Widok z namiotu




sobota, 29 grudnia 2012

Roztocze rowerem




Moja pierwsza tak daleka wyprawa wzbudziła wiele emocji na długo przed samą podróżą. Tyle było obaw-  jak wytrzymam dwie noce w namiocie, czy pogoda dopisze, czy sprzęt nie zawiedzie, no i gdzie ja się umyję?!  Najbardziej przerażała mnie wizja noclegu pod gołym niebem, gdzieś wśród dzikiej przyrody. Słyszałam o herosach rozbijających namioty w samym środku Puszczy Augustowskiej, o spotkaniach z dzikami tudzież niedźwiedziami i chyba trochę tchórzyłam. No ale przecież przygoda się liczy:)

 Nadszedł 8 lipca- dzień naszej wyprawy. O 7.00 ruszamy pociągiem z Dworca PKP Lublin do Szastarki. Zaczęło się dość hardkorowo. W kasie zapłaciliśmy za przewóz rowerów, a jak się za chwilę okazało nasz wagon posiadał spartańskie warunki, do transportu tego typu bagaży. Był to pociąg podmiejski z jednym składem. Pasażerowie się burzyli, konduktor się przyczepił o bezpieczeństwo podróżnych, w razie gdyby ktoś chciał się dostać do toalety. Co chwilę ktoś wsiadał, było naprawdę tłoczno. Ostatecznie z mojego roweru wypięliśmy przednie koło a resztę sprzętu umieściliśmy prawie w całości w toalecie. Szczęśliwie dotarliśmy do Szastarki, gdzie przywitał nas obskurny dworzec kolejowy i wielkie pustkowie. Wokół cisza i spokój, słychać było jedynie natrętne stada much. Mimo, że była dopiero 8, w powietrzu czuć było zbliżający się upalny dzień. Chwila odpoczynku, ostatnie poprawki kosmetyczne dwóch kółek i ruszamy przed siebie...spokojną asfaltową dróżką przez Centralny Szlak Rowerowy Roztocza.

Dzień I

Szastarka- Brzozówka- Stare Moczydła-Nowe Moczydła- Błażek- Batorz- Zdziłowice- Otrocz- Chrzanów- Łada- Goraj- Zastawie- Kondraty- Gilów-Podlesie Małe- Podlesie Duże- Radecznica- Zaburze- Dzielce


Batorz








Tak jak przypuszczaliśmy pogoda dawała popalić. Żar lał się z nieba, czasem tylko dało się wyczuć świeży powiew wiatru. Nieznośną aurę rekompensowały nam widoki nie do opisania. Nad nami i pod nami roztaczały się wyżynne pejzaże w otoczeniu malowniczych pól uprawnych. Podjazdy nie tyle strome, co długie. Takich najtrudniejszych o nachyleniu około 10 % i 11% naliczyłam chyba cztery. Dość męcząca przeprawa jak na mój pierwszy raz. Ale tylko raz zeszłam z siodła, chyba przy trzeciej ogromnej górce.

Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy po 4 godzinach zmagania z podjazdami. Zatrzymaliśmy się na rynku w Goraju. Oczywiście jak zawsze musiał przybłąkać się jakiś kot. ( Te koty są wszędzie, gdzie się tylko pojawię i zachowują się niecodziennie zjawiskowo:-) )











Po drodze natrafiliśmy na niewielkie jezioro lub być może prywatny staw. Mała kąpiel i jedziemy dalej.













Duże wrażenie zrobiła na mnie Radecznica z piękną kapliczką na wodzie św. Antoniego i Sanktuarium św. Antoniego.







Powoli dzień zbliżał się końcowi. Na nocleg wybraliśmy skraj lasu w okolicy Dzielc. Zanim dostaliśmy się na miejsce, musieliśmy wspiąć się na sporą piaszczystą górę w lesie. Okolica całkowicie opustoszała, tuż przed nami porzeczkowe pole, a dalej rozciągał się widok na pobliskie Dzielce. Fakt nocowania w namiocie tuż przy lesie i bez śladów cywilizacji przerażał mnie w dalszym ciągu. Ale przynajmniej miałam obok nieustraszonego kompana.














sobota, 22 grudnia 2012

W Muzeum Wsi Lubelskiej

Tym razem pedały poniosły mnie do Skansenu. Mimo, że byłam już tam kilkakrotnie, miałam ochotę na odrobinę folkloru. Pogoda pozostawiała wiele do życzenia, ale taki przypływ weny nie może pójść na marne. Zeszło się niesłychanie długo zanim przemierzyłam wszystkie 15 ścieżek z wręczonego wraz z biletem planu muzeum. Cóż więcej mogę powiedzieć? Do takich miejsc się wraca....





















Dodaj napis


Historia pewnej wycieczki



Lipcowe popołudnie. Temperatura niewiele ponad 30 stopni, słońce, lekki wiaterek i prawie bezchmurne niebo- pogoda przepiękna. Może by tak mały trip?! Zbieramy ekipę. W trój-osobowym składzie ruszamy przed siebie. Kolega Emil zaoferował się poprowadzić wycieczkę po swoich wertepach. 

Tradycyjnie zaczynamy od spotkania przy torach w Motyczu i planujemy dalszą trasę. Wybraliśmy drogę koło Hotelu Jedlina do Płouszowic. Po drodze zatrzymujemy się na krótki odpoczynek przy ujęciu najczystszej wody w okolicy. Jest to tzw "cudowne źródełko".Według legendy woda ze studni zbudowanej na rzece płynącej niedaleko tajemniczego grodziska ma działanie lecznicze w chorobach skórnych i pokarmowych. Codziennie przyjeżdża tu po wodę masę Lublinian i okolicznych mieszkańców. Woda faktycznie smakuje całkiem dobrze. Napełniamy nią bidony i jedziemy dalej. W Płouszowicach dołącza do nas Irek.Kręcimy się trochę po okolicy. Powietrze coraz gęstsze, nie ma czym oddychać ale dzielnie przemierzamy kolejne kilometry.

Zaplanowaliśmy pojechać do Jastkowa. Przecinamy główną drogę z Lublina do Nałęczowa i jedziemy polnymi drogami wzdłuż budowanej obwodnicy Lublina. Były małe kłopoty bo panowie robotnicy nie chcieli nas przepuścić dalej, ale wybrnęliśmy z opresji wybierając drogę na około. Jak się potem okazało nadrobiliśmy 5 km, z powrotem lądując w Płouszowicach. No tak- brak mapy robi swoje. Kolega Emil nie znał niestety swojej najbliższej okolicy:) Ale przyjemnie czasem jest się zgubić.
W końcu po dłuższych naradach dojechaliśmy do Jastkowa. A tam złapała nas burza. Lało jak z cebra przez dobre trzy godziny. By urozmaicić sobie przymusowy postój rozłożyliśmy koc i zasiedliśmy przy sklepie w Jastkowie. Końca złej aury nie było widać. Nastroje też raczej kiepskie. Kolega Irek wyciągnął karty i w nieco lepszych humorach przetrwaliśmy ulewę. Miny przechodniów bezcenne. Różowy koc na betonie i beztroska gra w karty. Powiało Woodstockiem:) Poniżej kilka zdjęć z wyprawy.





Emil





Irek



A oto mapa z trasą naszej wycieczki


piątek, 21 grudnia 2012

Radawiecki pejzaż

Jednym z moich ulubionych miejsc jest znany aczkolwiek niedoceniany Radawiec Duży. Miejscowość leży ok.12 km na południowy zachód od Lublina. Słynie przede wszystkim ze sportowego lotniska i działającego przy nim Lubelskiego Aeroklubu.

 Ogromne pola zieleni, ławeczki dla podziwiających samoloty i radawiecki las nadają okolicy wspaniały pejzaż. Letnią porą wybieram Radawiec jako punkt odpoczynku na trasie Wojciechów - Zalew Zemborzycki. Jestem szczerze zakochana w tym miejscu.





Na zdjęciu wyżej moja koleżanka Kasia- rodowita mieszkanka Radawca:) ta obok to ja (zdjęcia z wycieczki 09.09.2012)