sobota, 29 grudnia 2012

Roztocze rowerem




Moja pierwsza tak daleka wyprawa wzbudziła wiele emocji na długo przed samą podróżą. Tyle było obaw-  jak wytrzymam dwie noce w namiocie, czy pogoda dopisze, czy sprzęt nie zawiedzie, no i gdzie ja się umyję?!  Najbardziej przerażała mnie wizja noclegu pod gołym niebem, gdzieś wśród dzikiej przyrody. Słyszałam o herosach rozbijających namioty w samym środku Puszczy Augustowskiej, o spotkaniach z dzikami tudzież niedźwiedziami i chyba trochę tchórzyłam. No ale przecież przygoda się liczy:)

 Nadszedł 8 lipca- dzień naszej wyprawy. O 7.00 ruszamy pociągiem z Dworca PKP Lublin do Szastarki. Zaczęło się dość hardkorowo. W kasie zapłaciliśmy za przewóz rowerów, a jak się za chwilę okazało nasz wagon posiadał spartańskie warunki, do transportu tego typu bagaży. Był to pociąg podmiejski z jednym składem. Pasażerowie się burzyli, konduktor się przyczepił o bezpieczeństwo podróżnych, w razie gdyby ktoś chciał się dostać do toalety. Co chwilę ktoś wsiadał, było naprawdę tłoczno. Ostatecznie z mojego roweru wypięliśmy przednie koło a resztę sprzętu umieściliśmy prawie w całości w toalecie. Szczęśliwie dotarliśmy do Szastarki, gdzie przywitał nas obskurny dworzec kolejowy i wielkie pustkowie. Wokół cisza i spokój, słychać było jedynie natrętne stada much. Mimo, że była dopiero 8, w powietrzu czuć było zbliżający się upalny dzień. Chwila odpoczynku, ostatnie poprawki kosmetyczne dwóch kółek i ruszamy przed siebie...spokojną asfaltową dróżką przez Centralny Szlak Rowerowy Roztocza.

Dzień I

Szastarka- Brzozówka- Stare Moczydła-Nowe Moczydła- Błażek- Batorz- Zdziłowice- Otrocz- Chrzanów- Łada- Goraj- Zastawie- Kondraty- Gilów-Podlesie Małe- Podlesie Duże- Radecznica- Zaburze- Dzielce


Batorz








Tak jak przypuszczaliśmy pogoda dawała popalić. Żar lał się z nieba, czasem tylko dało się wyczuć świeży powiew wiatru. Nieznośną aurę rekompensowały nam widoki nie do opisania. Nad nami i pod nami roztaczały się wyżynne pejzaże w otoczeniu malowniczych pól uprawnych. Podjazdy nie tyle strome, co długie. Takich najtrudniejszych o nachyleniu około 10 % i 11% naliczyłam chyba cztery. Dość męcząca przeprawa jak na mój pierwszy raz. Ale tylko raz zeszłam z siodła, chyba przy trzeciej ogromnej górce.

Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy po 4 godzinach zmagania z podjazdami. Zatrzymaliśmy się na rynku w Goraju. Oczywiście jak zawsze musiał przybłąkać się jakiś kot. ( Te koty są wszędzie, gdzie się tylko pojawię i zachowują się niecodziennie zjawiskowo:-) )











Po drodze natrafiliśmy na niewielkie jezioro lub być może prywatny staw. Mała kąpiel i jedziemy dalej.













Duże wrażenie zrobiła na mnie Radecznica z piękną kapliczką na wodzie św. Antoniego i Sanktuarium św. Antoniego.







Powoli dzień zbliżał się końcowi. Na nocleg wybraliśmy skraj lasu w okolicy Dzielc. Zanim dostaliśmy się na miejsce, musieliśmy wspiąć się na sporą piaszczystą górę w lesie. Okolica całkowicie opustoszała, tuż przed nami porzeczkowe pole, a dalej rozciągał się widok na pobliskie Dzielce. Fakt nocowania w namiocie tuż przy lesie i bez śladów cywilizacji przerażał mnie w dalszym ciągu. Ale przynajmniej miałam obok nieustraszonego kompana.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz